Na Krutyni - Nasza Krutyń

Idź do spisu treści

Menu główne:

Na Krutyni

HISTORIE
Arno Surminski, znany autor bestsellerów i kronikarz Prus Wschodnich,  urodził się na Mazurach we  wsi Jegławki  pod Kętrzynem. Kiedy w 1945 roku Armia Czerwona zajęła Prusy Wschodnie, jego rodzice zostali deportowani w głąb Rosji, skąd nigdy nie wrócili.  Los rzucił go do Niemiec do Szlezwiku - Holsztynu, gdzie został adoptowany przez rodzinę z jego rodzinnej wsi. Opublikował ponad 20 książek. Pisze z nostalgią o utraconej ojczyźnie.
Jest częstym gościem na Mazurach, można go też spotkać w Krutyni. Tu odwiedzał często Panią Krystynę, bohaterkę jego opowiadania, mieszkankę  Krutyni. Pani Krystyna dopóki miała siły, opiekowała się też miejscowym cmentarzem ewangelickim.
W tym roku Pan Arno Surminski wraz z małżonką odwiedzili miejscowy cmentarz i grób znanego mazurskiego pisarza, dziennikarza i działacza społecznego Pana Tadeusza Willana.
W książce Arno Surminskiego pt. "Wolfsland oder Geschichten aus dem alten Ostpreußen"  znajduje się opowiadanie pt. "Auf der Krutinna", które pozwoliłam sobie przetłumaczyć.
Życzę przyjemnego odbioru lektury:
"Na Krutyni"
Od niepamiętnych czasów płynie powoli przez lasy i łąki, najwidoczniej bez celu i końca. Nie zna pośpiechu, nie płynie do morza, przynosi ze sobą w swojej spokojnej podróży dużo czasu i liści i trzcin, spiętrza się do wypoczynku przed drzewami, które spadły do rzeki, z zamiarem wyczyszczenia kamieni rzecznych.  Łabędzie dają się chętnie ponieść prądowi; jesienią , kiedy odlatują, kończy się pływanie, także Krutynia zostaje skuta lodem i nie wydaje żadnego dźwięku.
W czasie zimnych pór roku znajdzie się rzadko w jej odosobnieniu zabłąkany gość,  lisy i zające mają tutaj dobrą zabawę. Ale jeśli ciepło spadnie znowu na ziemię, przybywają obcy, aby przepłynąć łodziami po rzece.
-Chcemy do Krystyny- mówią.
-Ach, Krystyna jest niedzisiejsza -  otrzymują odpowiedź. -Posłuchajcie, jak śpiewa.
Śpiewa chętnie, kiedy płynie łodzią. Zazwyczaj smutne piosenki. O Stieńce Rasin, jak pływał po Wołdze, o pięciu białych łabędziach, które kiedyś były dziewczętami. Jeśli ją poprosisz, zaśpiewa ci mazurską pieśń weselną. Także ta brzmi smutno.
Krystyna urodziła się w czasach niemieckich i została ochrzczona wodą z Krutyni. Kiedy wielki rumor przetoczył się przez kraj i wielu uciekło na Zachód, ona pozostała nad swoją rzeką i czekała na powrót uchodźców. Musiała czekać trzydzieści lat, zanim przyszli pierwsi goście, aby zobaczyć, dokąd płynie Krutynia.
-Czy chcą państwo płynąć łodzią? -  pyta Krystyna obcych, którzy stoją na moście i patrzą w wodę.
-Ile to będzie kosztować?
-Ach, nuscht nich.
Pozwalają stopom zanurzyć się w wodzie.
-Możesz pić wodę z Krutyni, to jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Ale lepsza  jest  flaszka,  która też jeszcze nikomu nie zaszkodziła - mówi i  śmieje się.
Przesuwa kij po piaszczystym gruncie, łódź ociera się  o kamienie i  korzenie, niewielkie fale uderzają o łódź. Przy dużym zakolu Krystyna nuci pieśń o utraconej ojczyźnie.
-Jesteście też stąd? - pyta.
-Zanim uciekliśmy, żyliśmy w Baranowie.
-A gdzie jesteście teraz w domu?
-W małej wsi w Lüneburger Heide, której nikt nie zna.
Na jeziorze Krystyna zawraca łódź i pozwala jej dryfować z prądem rzeki. Zanim zanuciła mazurską pieśń panny młodej, wypiła   łyk z butelki.
-Też byłam kiedyś narzeczoną - mówi.- Ale facet pił za dużo. No i jest już pod ziemią, a Krystyna musi  pić sama.
-Kim jesteś? -  pyta gość.
-Urodzona w czasach niemieckich, wyszłam za mąż po polsku, a po mazursku zapewne umrę - odpowiada i śmieje się. - Obojętne, najważniejsze, że jest się człowiekiem.
Na brzegu woła do Krystyny grupa wędrowców: "Dzień dobry! Krystyna, zaśpiewaj nam Masurenlied."
-Najpierw muszę wypić wódkę, potem będę śpiewać - odpowiada i bierze znowu butelkę ze swoich zapasów i macha do wędrowców.
-Wiesz co - mówi tajemniczo .- Na Krutyni nie potrzebujesz prawa jazdy i nie możesz go stracić, obojętne, ile wypijesz.
Podczas wysiadania podają jej banknot.
-To jest więcej jak trzeba - zauważa i otwiera jeszcze raz butelkę, teraz polewa dla każdego.
-Przyjedziemy znowu, Krystyna!
Wielu, którzy słyszeli o Krystynie nad rzeką Krutynią, ciągle wracają, stała się sławna jak ta mazurska woda. Jeśli pcha łódkę, nie wymaga nic, ale otrzymuje zawsze sporo. Nie starzeje się, nikt nie daje jej siedemdziesięciu lat. Jednak częściej robi przerwy, pozwala nieść się łodzi i moczy nogi w wodzie, jej śpiew staje się cichszy.
-W ciągu mojego życia naśpiewałam się sporo - mówi.
 - Moi Państwo - woła na pożegnanie i pokazuje w stronę lasku na skarpie. - Jeśli przyjedziecie znowu do Krutyni, a Krystyny już nie będzie, weźcie różę i połóżcie  za ogrodzenie, na mój grób.
- Ty nie umrzesz - odpowiadają goście. - Szybciej wyschnie Krutynia. 
(tłum. Maria Grygo)
 
Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego